Był blondynem. Młody, wysoki, z
rozwianymi lokami opadającymi na twarz, na której wypisana i niezwykle
widoczna była pewność siebie i wyniosłość. Vernquist Iversen, 17-latek z
Trondheim, który za 20 minut - czyli dokładnie o godzinie 14 - miał stanąć
przed życiową szansą, a właściwie to stanąć swym granatowo-karminowym bolidem
na linii startu do ostatniego wyścigu sezonu Euroformula Open, z brakiem lęku w
swych niebieskich, elektryzujących tęczówkach, podążając wcześniej na pole
position, by po zgaśnięciu czerwonych świateł ruszyć i dać wszystkim rywalom zasmakować
spalin wydobywających się z czeluści rury wydechowej jego wiernego, choć
momentami nieprzewidywalnego, żelaznego rumaka.
Pomimo tego, że cały sezon
składał się łącznie z 10 eliminacji, to właśnie start na torze Anderstorp miał
przesądzić o dalszych losach dwóch pretendentów do tytułu - Vernquista i jego
najgroźniejszego rywala, czyli Daniela Streathama. Vernquist i Daniel - pochodzący
z Leeds - znali się od dziecięcych lat,
kiedy zaczynali w kartingu, jednak ich dalsze awanse wśród kierowców
wyścigowych nie wynikały z ich wyników na torze, ale z wewnętrznej walki między
nimi. To właśnie klasyczne „międzymordzie” motywowało ich do doskonalenia
umiejętności i chęci przebicia rywala zarówno fizycznie, jak i mentalnie oraz
sprawiło, że już w wieku 17 lat ponownie ścierali się między sobą, jednak tym
razem stawką nie była przysłowiowa pietruszka, jak to drzewiej bywało, tylko
awans do GP3 - serii, która przy wielkiej dozie umiejętności i odrobinie
szczęścia umożliwia spełnienie marzeń każdego ściganta - promocję do królowej
motorsportów. Formuła 1. Tak, każdy z nich marzy o dostaniu się tam, lecz jak
to bywa z marzeniami - nie każdemu udaje się je zrealizować.
- Daniel.
- Vernquist.
- Połamania zawieszenia -
zgrzytnął blondyn, wykrzywiając usta w jakiejś parodii uśmiechu.
- Wzajemnie - bąknął Brytyjczyk,
odwzajemniając „uśmiech” - palancie - dodał w myślach.
Zazwyczaj to Streatham był bardziej impulsywny i rzucał mocniejszymi
ripostami, ale nie dziś. Był w cholernie niekorzystnej sytuacji, ponieważ przy
takiej samej ilości punktów w klasyfikacji generalnej mistrzostw co Vernquist,
do ostatniego wyścigu ruszał z czwartego pola. Był zauważalnie zdenerwowany,
ponieważ od tego startu zależało to, czy jego główny sponsor będzie go nadal
wspierał. Dodatkowo na ten właśnie wyścig przyjechała specjalnie jego
dziewczyna, co potęgowało i tak niesamowicie skumulowane napięcie. Jego nastrój
udzielał się też ekipie mechaników obsługujących jego ciemnozielony pojazd -
drżenie rąk, tiki nerwowe - to wszystko mogło przekreślić nawet całą
dotychczasową karierę Brytyjczyka.
Norweg natomiast był w komfortowej sytuacji - niezależnie od wyniku miał
zagwarantowany angaż w Formule Renault 2.0, jednak od zawsze ryzykował i
walczył o jak najwyższą stawkę. Podobnie było i teraz, choć wiedział, przy
niepowodzeniu - czyli porażce ze Streathamem - droga na szczyt będzie o wiele
dłuższa. Jednakże miał niezaprzeczalną przewagę nad chłopakiem z Leeds - był
zimny, wyrachowany, zawsze spokojny. Zawdzięczał to swemu pochodzeniu - ludzie
ze Skandynawii nie są specjalnie wylewni, jeśli chodzi o emocje. No i startował
przed Danielem.
Tymczasem zbliżała się 14:00…